niedziela, 4 grudnia 2016

List do Leonidasa

Po omówieniu komiksu "300" Franka Millera gimnazjaliści pisali list do Leonidasa. Mieli zaznaczyć w nim, które elementy spartańskiego wychowania warto byłoby przenieść do Polski i objąć nim gimnazjalistów.


 Satyria, 20.11.16
Leonidasie!
      Ślę do Ciebie ten list nie bez powodu. Jesteś człekiem światłym i z pewnością rychle pojmiesz mą rozpacz. 
   Chodzę do gimnazjum, przeto znam potrzeby tego typu przybytków. Należy w nich wprowadzić odrobinę spartańskiej dyscypliny. Jesteś królem Sparty, tedy znasz jej wagę dla dorastającej dziatwy. Gimnazjaliści są rozpieszczeni, przeto należałoby ich porządnie zbić. Byłaby to kara za nieposłuszeństwo. Za większe przewinienia wyrywano by paznokcie lub odcinano by kończyny. Nie możemy pozwolić sobie na słabość. Z pewnością zgodzisz się ze mną w tej sprawie. Wprowadzanie niezbędnych reform w gimnazjach jest niebywale trudne i przydałaby mi się pomoc doświadczonego człeka. Czy zechciałbyś mi dać kilka rad? Nauczyciele nie są pozytywnie nastawieni do ewentualnych zmian. Z pewnością człek taki jak Ty umiałby przemówić im do rozsądku.   
        Pomógłbyś staremu druhowi? 
 Twój przyjaciel
 Maximus Pogardus

niedziela, 23 października 2016

czwartek, 13 października 2016

Refleksyjnie

Wisława Szymborska  Dłoń

 Dwadzieścia siedem kości,
trzydzieści pięć mięśni,
około dwóch tysięcy komórek nerwowych
w każdej opuszce naszych pięciu palców.
To zupełnie wystarczy,
żeby napisać "Mein Kampf"
albo "Chatkę Puchatka".

czwartek, 7 lipca 2016

Lista lektur do WKJP 2016



Jest już spis lektur do Wojewódzkiego Konkursu Języka Polskiego w roku szkolnym 2016-2017. Zachęcam do czytania. Wczoraj pochłonęłam "Morta" Terry'ego Pratchetta. Ciekawa intelektualna rozrywka - warto wspomnieć, że bohaterem jest TEN Śmierć - antropomorficzna personifikacja (jak sam o sobie mówi). Polecam na lato.
http://www.ko.poznan.pl/pub/ftp/konkursy/konkursy_przedmiotowe/konkursy_2016-2017/JPG_lektury-propozycja.pdf

niedziela, 12 czerwca 2016

Ikar i Dedal - kolejna dobra praktyka uczennicy

Szczęście... jak je osiągnąć

Wiele odcieni szczęścia

Od niepamiętnych czasów ludzie na wiele różnych sposobów próbowali wytłumaczyć, czym jest szczęście. Epikurejczycy uważali, że człowiek szczęśliwy dąży do przyjemności, 
z kolei stoicy głosili, iż do wewnętrznego spokoju niezbędne jest stosowanie zasady złotego środka, która jest jedyną drogą do poczucia harmonii. Jak wiele różnych nurtów w filozofii, tak niezliczone są pomysły na dążenie do szczęścia...

Zarówno filozofowie, jak i każdy z nas z osobna, zadaje sobie pytanie, od którego nie można uciec - czym jest szczęście? Nasze odpowiedzi są bardzo różne. Jak zatem mogą brzmieć odpowiedzi...

P. Szymon Ryster: Szczęście to osiągnięcie takiego stanu, w którym to, co robimy, myślimy i mówimy, daje nam radość. Jednak nie jako każdy element z osobna, lecz jako całość.

P. Iwona Dobrzyńska: Szczęście to bardzo ciekawe zagadnienie, bliskie każdemu z nas, bo przecież każdy chyba może powiedzieć, że jest, był lub chce czuć się szczęśliwym.  Przedstawiciele jednej z dziedzin psychologii - psychologii pozytywnej wciąż podejmują próby odpowiedzenia na pytanie, czym jest szczęście. Najogólniej można powiedzieć, że jest to pewien stan, subiektywnie odczuwany, emocjonalnie lub poznawczo. Powstało kilka teorii i wiele badań na ten temat. Trudno je wszystkie przedstawić, więc odwołam się do dwóch.
seligman1.jpgProfesor Czapiński w swojej “cebulowej” teorii szczęścia podaje, że nasz dobrostan składa się z trzech warstw. Najgłębiej jest położona, nie do końca uświadomiona i zdeterminowana genetycznie, wola życia. Środek zajmuje ogólny dobrostan, który jest przez nas odczuwany subiektywnie. Zewnętrzną część określają nasze aktualne doświadczenia na różnych, cenionych przez nas płaszczyznach (np. relacje w rodzinie, z rówieśnikami). Polski psycholog w odniesieniu do swoich założeń badał jakość życia rodaków. Przedstawione wyniki brzmiały optymistycznie. ¾ Polaków określa siebie jako osoby szczęśliwe! Wnioski z tych badań potwierdziły doniesienia Martina E. P. Selligmana. A mianowicie osoby, które optymistycznie wyjaśniają sobie wszystkie wydarzenia, jakie ich w życiu spotykają, są zdrowsze, lepiej funkcjonują w społeczeństwie, lepiej realizują się na rynku pracy, lepiej zarabiają, dłużej żyją.
Najbardziej spektakularnymi badaniami w mojej opinii na temat dobrostanu psychicznego są  najdłuższe (trwały aż 75 lat!) badania przekrojowe nad rozwojem człowieka. Wyniki opublikowano całkiem niedawno, a rezultaty nie powinny chyba nikogo zaskoczyć. Amerykański psychiatra (G. Vaillant) naukowo potwierdził, że najważniejszym “składnikiem” zapewniającym długotrwałe szczęście i sukces, zadowolenie z życia jest po prostu ... miłość. Jako ciekawostkę dodam, że udział w tych badaniach brał były prezydent USA J. Kennedy.


Czym różni się szczęście od radości?

Sz.R.: Radość odczuwamy tylko przez chwilę, z kolei szczęście może trwać i dotyczy wielu aspektów, nie tylko jednego.
I.D: Szczęście i radość są emocjami, które są wywoływane przez doświadczenia ważne dla naszego funkcjonowania. Radość jest emocją podstawową zwykle o dużym natężeniu i trwa dość krótko. Z kolei szczęście jest to stan dłużej odczuwany i mniej intensywnie. Obie emocje naznaczają nasze doświadczenia jako ważne i pozytywne dla nas, pomagają nam je zapisać w pamięci, wpływają na nasze samopoczucie. Odczuwanie szczęścia wzmacnia w nas poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji, spełnienia.

Diogenes z Synopy, będący przedstawicielem cyników, uważał, że sposób na szczęście tkwił w ograniczeniu potrzeb do minimum. Według legendy, sam cenił tę zasadę do tego stopnia, że mieszkał w beczce. Czy zgadza się Pani z takimi poglądami? Jeżeli nie, co my powinniśmy robić, aby osiągnąć szczęście? Czy w ogóle istnieją jakieś konkretne sposoby?

Sz.R.: Dla każdego to będzie coś innego, nie można nikogo ograniczać.Tak samo jak nie mogę tego robić w stosunku do innej osoby, tak samo nie mogę wobec siebie. Każdy znajdzie inny sposób na szczęście. Jednak, cokolwiek je daje, nie może krzywdzić drugiej osoby.

I.D.: Myślę, że każdy ma swoją receptę na szczęście, różnimy się poglądami, priorytetami, rolami społecznymi, a co za tym idzie - wraz z wiekiem różnimy się doświadczeniem życiowym. Być może Diogenesowi do szczęścia wystarczyło mieszkanie w beczce, mi jest trudno sobie to wyobrazić :)  Amerykański psycholog żyjący w ubiegłym stuleciu Abraham Maslow uważał, że człowiek szczęśliwy to ten, który ma zaspokojone wszystkie swoje potrzeby, a mówił o pięciu rodzajach potrzeb, które ułożone są hierarchicznie, tzn. że dopiero, gdy zostaną zaspokojone potrzeby niższego rzędu, mogą być realizowane kolejne. Od potrzeb fizjologicznych (czyli jedzenie, odpoczynek, różne doznania zmysłowe), bezpieczeństwa (opieka, wsparcie, wolność od strachu np.o zabezpieczenie bytu), miłości i przynależności (tzw. potrzeby afiliacji, akceptacji), szacunku/uznania (dobry status społeczny, władza), aż do potrzeby samorealizacji (dążenie do samospełnienia, rozwoju).

Czy szczęście jest jedyną wartością, którą powinniśmy kierować się w życiu?

Sz.R.: Moim zdaniem nie. Ale może być dla nas swoistym kompasem wyznaczającym kierunek. Szczęście może nadawać sens temu, co robimy, motywować nas do kolejnych wysiłków w dążeniu do celu, dodawać codziennej energii do realizacji swoich zadań.

I.D.:  To chyba najtrudniejsze z dotychczasowych pytań. Trudno jest na nie odpowiedzieć, ponieważ nie dla każdego osiągnięcie szczęścia jest celem jedynym i najważniejszym w życiu. Z drugiej strony szczęście ma wiele twarzy. Dla jednej osoby szczęście oznacza dobrą rodzinę, dla kogoś innego -  świetną pracę, dla jeszcze innych -  zdrowie lub życie w zgodzie z wyznawanymi przez siebie wartościami, dla uczniów mogą to być np. świetne wyniki w nauce. Choć rożnie nazywamy to wszyscy dążymy w pewien sposób do tego by czuć się spełnionym, zadowolonym, po prostu szczęśliwym. Więc wydaje się, że szczęście jest ważną wartością w życiu.

O czyje szczęście powinnyśmy najpierw walczyć, swoje czy innych? Czy można odpowiedzieć na takie pytanie?

Sz.R.: Powinniśmy walczyć o swoje szczęście pod warunkiem, że nie zabieramy go komuś innemu.

I.D.: Naukowcy twierdzą, że odczuwanie szczęścia ma ogromny wpływ na funkcjonowanie człowieka. Prawdopodobnie niektórzy z nas rodzą się z umiejętnością pozytywnego spostrzegania świata bez względu na okoliczności, inni nabywają tę umiejętność w ciągu swojego życia poprzez naśladowanie innych osób, pracę nad sobą, swoim rozwojem. Jeszcze inni pozostają z negatywnym obrazem otaczającego ich świata po kres ich dni. Łatwiej  “zarazić” kogoś  radością, utrzymującą się dość krótko niż sprawić, by ktoś długo odczuwał stan szczęścia.
Można powiedzieć, że osoby, od których emanuje ciepło, dobro, radość, wewnętrzny spokój, “zarażają” innych swoim nastrojem, optymistycznym podejściem do życia. Powiedziałabym, że to działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego i nie ma większego znaczenia, kto rozpocznie ten proces. Ważne jest, aby nasze szczęście było autentycznym stanem odczuwanym, a nie tylko deklaracją na zasadzie zaprzeczenia typu “jestem szczęśliwy, nie mam na co narzekać, zawsze może być gorzej”. Nie chcę powiedzieć, że osoby szczęśliwe widzą świat przez różowe okulary, ale szczerze doceniają to, co mają.

Czy człowiek, który dobrowolnie poświęcił własne dobro dla innych zawsze będzie z tego tytułu szczęśliwy?

Sz.R.: Chyba nie, bo przez to tracimy część siebie, próbując oddać coś komuś, próbując komuś zagwarantować szczęście kosztem swojego. To na pewno zostawi ślad na naszej psychice, moralności, nie kończy się dobrze.

I.D.: Człowiek, który poświęcił własne dobro dla innych z własnego wyboru, moim zdaniem, będzie szczęśliwy. Gdyby tak nie było stałby w sprzeczności z samym sobą. Podejmując decyzję o takim czy innym działaniu kierujemy się pewnymi motywami, czasami robiąc coś dla innych sami zaspakajamy swoje potrzeby np. afiliacji (czyli nawiązania i podtrzymania kontaktów z jakąś osobą czy grupą społeczną), przynależności. Dążymy do zachowania pewnej równowagi, więc nie możemy stać w sprzeczności w tym co robimy z własnej woli. Chrześcijanie mówią “więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu” /Dz 20, 35b/ i coś w tym jest.    

Każdy z nas ma czasem gorszy dzień, czy moglibyśmy poprosić Państwa radę, co zrobić, aby w tej sytuacji  poprawić humor sobie i innym?

Sz.R.: Jest to całkowicie zależne od osoby. Są ludzie, którzy nie potrzebują niczyjego wsparcia, aby wrócić do normalnego stanu, ale są tacy, którzy muszą się zamknąć w sobie na dłuższą chwilę i przeżyć to samotnie. To też zależy od tego, co przeżywamy i co spowodowało nasze grosze samopoczucie. Czy to jest dzień „wstałem lewą nogą”, czy depresja? To wszystko ma znaczenie. Konkludując: to, czy możemy „wyrwać się” z „dołka”, zależy od tego, jakimi jesteśmy ludźmi i co przeżywamy.

I.D.: Myślę, że wiele osób ma swój sposób na poprawę humoru. To jest coś co wzbudza w nas pozytywne emocje, może to być przywołanie miłych lub zabawnych wspomnień, lub zjedzenie ulubionej potrawy, posłuchanie muzyki, która dobrze na nas wpływa, albo spędzenie czasu na łonie natury lub z bliskimi osobami, na które zawsze możemy liczyć. Świetnie w takich sytuacjach sprawdza się aktywność fizyczna.

Czy mają Państwo jeszcze jakąś wiedzę zarówno życiową jak i naukową, którą chciałaby Pani się z nami podzielić?

7m4w0tlj24y20.jpgSz.R.: I Bardzo trudno jest osiągnąć szczęście, jednak uważam, że każdy powinien do niego dążyć swoimi drogami. Nie patrzeć na to, że np. mojemu sąsiadowi szczęście dało to i to, dlatego jeżeli ja to sobie sprawię, to też będę szczęśliwy. To jest coś bardzo indywidualnego i nie da się stwierdzić, że jeżeli coś komuś przyniosło szczęście, to mi też przyniesie.

I.D.: Tak. Z tego miejsca chciałabym zaprosić wszystkich do zapoznania się z książką “Optymizmu można się nauczyć” wspomnianego już wcześniej M. Selligmana. Można znaleźć tam praktyczne wskazówki. Wystarczy zastosować! Życzę powodzenia.

Wywiad przygotowała i przeprowadziła Urszula Cichańska

Wywiad stanowi jedno z działań w ramach projektu edukacyjnego “Jak sprawić, aby świat obok Ciebie był piękniejszy?”.





Cechy miłości wg św. Pawła z Listu do Koryntian - praca twórcza

Cierpliwość


    Minęło dziesięć długich lat, od kiedy ostatni raz ją widział. Musiał wtedy wyjechać, w końcu odmówił królowej ,,przysługi”, a ona nie wybaczała niesubordynacji. Wielu przystałoby na to, o co prosiła, ale on miał kobietę, którą kochał. Wtedy został skazany na wygnanie za rzekomą kradzież królewskiego złota. Były to fałszywe oskarżenia, ale należał do niezbyt szanowanego rodu, toteż nikt nie walczył o jego honor. Niedawno rodzina królewska została obalona i nowy monarcha zarządził ułaskawienie dla wszystkich wygnanych, dzięki czemu Otto mógł powrócić do swej rodziny.
    Ciekawe, co o mnie myślą, ciekawe, czy znalazła sobie kogoś innego, dumał. Gdy ją opuścił, miała 22 lata, była więc jeszcze całkiem młodą kobietą, biletem, którym jej rodzina mogła zaskarbić sobie pozycję wśród możnowładców.
    Krok za krokiem przybliżał się do małej kamiennej twierdzy. Tam go urodzono, wychowano i tam przypieczętował swój ożenek, by potem otrzymać syna. Pewnie jest teraz rosłym, dzielnym i prawym mężczyzną, pomyślał. Żałuję, że nie byłem przy nim, gdy dorastał.  
    - Stać! – krzyknął strażnik stojący nad bramą.
     Otto nawet nie zdał sobie sprawy, gdy dotarł do murów zamku.
     - Ja… Jam… - dukał – Zwę się… Otto Goden… i chciałbym spotkać się… z… moją… rodziną.
Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco i na pewno nie pomagał w tej sytuacji fakt, że nosił na sobie zapocone łachmany. Mimo to strażnik, po dłuższej chwili, odezwał się:
      - Jest to… nieprawdopodobne, by człek, który najpewniej leży gdzieś martwy, powrócił po tak długim czasie i chciał spotkać się z rodziną.
     Otto chciał już odejść. Czuł spływające po policzkach słone łzy, lecz strażnik znów zaczął mówić:
    - Na twoje szczęście rzadko mamy tu gości, dlatego mogę poprosić sir Mikkena o audiencję. – Otto zdziwił się, gdy usłyszał imię swego syna.
     - Dziękuję miłościwy człeku! Lecz… miałbym jeszcze jedną prośbę.
     - Mówże! Ja słucham – strażnik odparł.
     - Czy mógłbyś poprosić lady Anaryę o to, by również się zjawiła?
    - Tak też zrobię. Wiedz jednak, że jeśli podajesz się za kogoś, kim nie jesteś, to zostaniesz stracony.
     Poranek zmienił się w południe, a potem wieczór. Gdy księżyc pojawił się na niebie, wrota bramy otworzyły się, a z nich wyłonili się dwaj strażnicy. Prowadzili go przez labirynt korytarzy, który niegdyś zwał domem. Po jakimś czasie trafił do znajomego pomieszczenia. Ujrzał tam syna siedzącego na drewnianym tronie, a obok niego swą żonę i kilku strażników. Na licach członków swej rodziny ujrzał łzy, zresztą on sam też płakał. Nawet nie zauważył, gdy wpadli sobie w ramiona. Długo trwali w ściskającym chwycie, ale było im dobrze. W końcu jego żona odezwała się:
     - Wiedziałam, że wrócisz – łkała. – Nigdy w to nie wątpiłam. Ludzie mówili, że jesteś złym człowiekiem, że dobrze ci się stało. Na Bogów! Moi rodzice próbowali zmusić mnie do ślubu, lecz nie mogłam pokochać innego, wiedząc, iż jesteś niewinny, iż jesteś jedynym, którego miłuję.
       - Wybacz, że skazałem cię na to cierpienie, lecz nie miałem wyboru… królowa… ona…
      - Nicnie mów, po prostu mnie przytul – przerwała mu.
     Miłość Anary była cierpliwa. Każdego ranka wstawała i modliła się o zdrowie swego męża, każdego dnia rozmyślała o nim i oczekiwała jego powrotu. Wiele postąpiłoby inaczej, ale nie ona. Miłość Anary była naprawdę cierpliwa.
Witold von Pyrij

Dlaczego to niesprawiedliwe, że Ikar jest celebrytą ... Praca twórcza



Wywiad z Ikarem 
 
beznazwy.pngIkar był niezwykle charyzmatyczną postacią, której losy zaciekawiły tysiące artystów. Nie chciał słuchać własnego ojca, co spowodowało- katastrofalny w skutkach wypadek. Dzisiaj mamy zaszczyt podyskutować z IKAREM.
 
Dzień dobry! Dziękujemy za przybycie i za zgodę na przeprowadzenie z Panem wywiadu. 
 
Dzień dobry! Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie.
 
Może zaczniemy od początku.Gdzie się wychowywałeś? Wiem, że z Twoim ojcem nie miałeś łatwego życia. 
Niestety, wychowywałem się bez matki. Nie jest to mój ulubiony temat do rozmów, więc nie chcę odpowiadać na to pytanie, ale masz rację, nie było mi łatwo. 

Twój ojciec pochodził z Aten i był mistrzem we wszystkich dziedzinach. Był przecież inżynierem, wynalazcą, rzeźbiarzem i długo by tak wymieniać. Nie chciałeś iść w jego ślady?

Nigdy nie chciałem być taki jak on, bałem się, że mu nie dorównam, że będę gorszy. Wiedziałem, że gdybym był taki jak on- wybitnym mistrzem- wywierałby na mnie dużą presję, abym był jeszcze lepszy, chciałem tego uniknąć, więc poszedłem swoją drogą. 

A co myślisz o panującym na Krecie królu Minosie? Nienawidzisz go,  czy nie czujesz do niego odrazy za to, że uwięził cię i Twego ojca?
 
dgesh.jpgZ jednej strony nienawidzę go, bo nie pozwolił nam mieszkać w naszym kraju, który bardzo chciałbym odwiedzić. Z drugiej strony jest to wina także mojego ojca, który na to pozwolił.

O czym pomyślałeś, gdy Twój ojciec wymyślił sposób na wydostanie się z niewoli? Byłeś raczej w szoku, czy bardzo szczęśliwy, a może zdenerwowany?

W szoku? Nie, skądże? Od pewnego czasu wiedziałem, że tata coś wymyślił, ale nie wiedziałem,  co dokładnie. Byłem strasznie dumny z ojca, że jest taki pomysłowy. Niestety, skończyło się to dla mnie tragicznie, ale najważniejsze, że tacie się nic nie stało. W końcu chciał dla mnie jak najlepiej, to nie jego wina.

Dlaczego nie posłuchałeś przestróg swojego ojca? Wiedziałeś, jakie może to nieść za sobą konsekwencje, jednak postanowiłeś się sprzeciwić.

Myślę, że uległem emocjom, które mi towarzyszyły podczas lotu. Nie można opisać tego, co się czuje, gdy wzbija się w powietrze i po prostu leci. Zawsze chciałem doświadczyć takiego uczucia, a przy okazji zaznać wolności.

Co czułeś w momencie, gdy spadałeś?

ddaff.jpgHmm… Myślę, że trudno jest mi to opisać. Na pewno byłem przestraszony i spanikowany, jednak nie chcę o tym mówić. Nie jest to łatwe. To, do czego doszło, jest wyłącznie moją winą i głupotą.

Czy dzięki temu “doświadczeniu”, gdybyś mógł cofnąć czas i nie zginąłbyś, to słuchałbyś przestróg ojca?

Nie jestem do końca pewien. Jeśli chcemy czegoś doświadczyć i mamy niepowtarzalną okazję, to chcemy ją wykorzystać i tak było właśnie w moim przypadku. Zawsze marzyłem o tym, żeby wzbić się w przestworza i lecieć niczym ptak. To niesamowite uczucie.

Całkowicie się z Tobą zgadzam, ludzie potrafią zrobić wszystko, by osiągnąć własny cel, dlatego korzystają z takich okazji. A co myślisz o nazwaniu tej wyspy Ikarią, a morza Ikaryjskim? Uważasz, że to dobrze, aby ludzie w ten sposób ciebie upamiętniali?

Jestem głęboko poruszony, że ludzie nadali wyspie i morzu moje imię, ale nie jestem w 100% pewien, czy tak powinno być, ponieważ mojemu ojcu będzie się przypominać mój wypadek, który on bardzo przeżył i niestety doprowadziło go to do bardzo ciężkiej choroby. Nie chcę mówić jakiej, ale myślę, że powinniście wiedzieć, że on nie jest w pełni zdrowy. Nigdy sobie tego nie wybaczę...

W takim razie dziękuję Ci za twoje bardzo szczere odpowiedzi. Na koniec jedno pytanie: czy czujesz się celebrytą? Wiem, wiem…. Nie jest to pytanie związane z twoim wypadkiem, ale jest to dla mnie ważne. Bardzo chciałabym poznać twoje zdanie na ten temat.

Dobrze,  jak tak bardzo chcesz, to odpowiem. Nie, nie czuję się celebrytą. Wiem, że jestem znany, ale zupełnie sobie na to nie zasłużyłem. W ogóle co znaczy słowo celebryta? 

dedal.pngJest to osoba, która jest znana z tego, że jest znana. Ja jestem, znany z tego, że jestem dziennikarzem, który podróżuje po świecie i przeprowadza wywiady z bardzo różnymi ludźmi.

Po twoim wyjaśnieniu nadal uważam, że nie jestem celebrytą. Taka sytuacja przytrafiła się mi, ale mogła się także przytrafić wielu innym osobom i nie uważam tego za coś nadzwyczajnego. Dla mnie była to po prostu tragedia.

Dziękuję jeszcze raz za wywiad.

Cała przyjemność po mojej stronie.

Rozmawiała
Agnieszka Hirsch

niedziela, 15 maja 2016

Stres przed sprawdzianem - opis przeżyć wewnętrznych

     Jutro sprawdzian z angielskiego. Z faktem tym próbowałem pogodzić się już od dłuższego czasu, lecz wciąż podświadomie powtarzałem sobie, że to nieprawda. Aż do teraz mogłem żyć w słodkiej, sztucznie wywołanej nieświadomości, gdyż właśnie wybiła godzina 21:00. Był to ostatni dzwonek na naukę.
      Na samą myśl o ,,biesiadzie” nad książkami od angielskiego, ogarniało mnie przerażenie. Czułem, że buntownicza część mego umysłu namawia mnie do ucieczki z domu i zamieszkania w kartonie, byleby nie uczyć się na ten demoniczny przedmiot. Ale jestem człekiem honorowym, toteż musiałem pogodzić się z tym, że zastosować takowe rozwiązanie nie wypada. Ze zdenerwowania moja noga zaczęła mimowolnie podskakiwać w miejscu. Ma średnia z angielskiego wynosiła 2,26, a ja marzyłem o anielskim paseczku na świadectwie! Poczułem ból brzucha, jakże to mnie ucieszyło! Jeżeli trzymałby się on nieco dłużej lub by się nasilił, miałbym dobry pretekst, żeby nie iść do szkoły. Myślą tą syciłem się, póki nie spojrzałem na zegarek. Na bezdomnego biznesmena liżącego ściany… była 22:00! Opanowała mnie wtedy chandra, zresztą nie bez powodu. Według mych zaawansowanych obliczeń nauczenie na sprawdzian zajmuje około dwóch godzin, a wyspanie się osiem. Wstawałem o 6:30, więc na naukę pozostało mi trzydzieści minut. Jeżeli przekroczyłbym tę wartość, to następnego dnia byłbym zmęczony. Poczułem, jak łamie mnie w kościach, jak ma twarz wykrzywia się ze wściekłości. Byłem zły na siebie, zestresowany jutrem, zasmucony ilością materiału, jaki muszę jeszcze powtórzyć, by dostać choćby czwórkę ze sprawdzianu. Z nadmiaru emocji rozbolała mnie głowa, to pudełeczko, które odrzuca przydatne informacje i skutecznie zastępuje je zbędnymi. Na co mi wiedza, iż autor ,,Prince of Persia” marzył o karierze filmowca, gdy nie mogę zapamiętać pisowni słowa „inczresting”. I wtedy doznałem olśnienia. Pomyślałem sobie: to się, psiakrew, nie wyśpisz! Poczułem wypełniający mnie spokój, poczułem, jak każdy mój mięsień luzuje się. Będę zmęczony, ale nauczony na sprawdzian. Teraz wystarczy przestać się rozpraszać. 
       Z perspektywy czasu wiem, że najtrudniej jest zabrać się za naukę, lecz gdy już to zrobisz, pójdzie ci to bardzo łatwo. Dlatego nie warto się stresować.
 
Wojciech Pękosz

wtorek, 3 maja 2016

Ta mniej znana mitologia...



       7 kwietnia klasy 2b i 2c wyruszyły autokarem do kina Poznań Plaza, gdzie zaplanowane mieliśmy udział w warsztatach na temat języka filmu oraz w projekcji filmu “Bogowie Egiptu”.
    Prowadząca warsztat był bardzo miłą i kompetentną osobą. W ciekawy sposób pokazała nam świat filmu. Dowiedzieliśmy się, jaką rolę pełni m.in. reżyser, scenarzysta, producent, montażysta. Uświadomiliśmy sobie, że nie w każdym kraju reżyser podejmuje najważniejsze decyzje; w Stanach Zjednoczonych to często producent ma więcej do powiedzenia w sprawie filmu, gdyż to on zbiera pieniądze na projekt. W Polsce jest na odwrót i dlatego znamy nazwiska reżyserów. Podczas warsztatu utrwaliliśmy wiedzę na temat planów filmowych i ich roli w budowaniu nastroju w filmie.  Nie bez znaczenia jest też kąt “patrzenia” kamery (np. perspektywa żabia i ptasia). Pani zwróciła uwagę na dwa typy światła. Bogatsi o tę wiedzę wyruszyliśmy w podróż do starożytnego/mitycznego Egiptu.
    “Bogowie Egiptu” to film przygodowy i fantastyczny wyreżyserowany przez Alex Proyasa. Według danych z FilmWeb dotychczas zarobił prawie 135 mln dolarów. Film odniósł więc sukces finansowy, do kin przyciągając głównie młodych odbiorców.
    “Bogowie Egiptu” mają ciekawą fabułę zaczerpniętą z mitologii egipskiej. W filmie łączą się dwa wątki: miłosny i polityczny. W zależności od osobistych upodobań jednym podobał się ten pierwszy, innym - drugi. Szybsze bicie serca sprawiali przystojni i dobrze zbudowani aktorzy. W napięciu trzymał wątek rodzinny - konflikt pomiędzy bogami egipskimi: bratankiem (Horusem) a wujkiem (Setem).   
    Wspomnieć też trzeba o efektach specjalnych, które oddziaływały na emocje. Efektownie pokazano przemianę bogów w zwierzęta oraz ich nadludzkie możliwości. Oglądało się je z przyjemnością, bo nie było widać sztucznego komputerowego efektu.Film jest bardzo wciągający, nawet dla osób nieinteresujących się i niemających zbyt wielu informacji o mitologii egipskiej.
Po seansie mieliśmy trochę czasu dla siebie na małe zakupy. Podczas zbiórki dzieliliśmy się też wrażeniami po filmie. Zadowolenie z uśmiechami ruszyliśmy w podróż powrotną. 

Uczniowie klasy II C
   


   

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Dobra praktyka - opis przeżyć wewnętrznych.

          Kiedy po dzwonku wchodziliśmy do sali, czułem niepokój. Przywitaliśmy się z nauczycielem i zajęliśmy swoje miejsca. W tym momencie pani bez ogródek oświadczyła, że w najbliższym czasie napiszemy sprawdzian z minionego rozdziału. Po tych słowach przeszedł mnie deszcz, spociły mi się dłonie, ale mężnie wytrwałem do końca lekcji, nie dając nic po sobie poznać. 
      W przeddzień sprawdzianu czułem lęk, wiedziałem, że nawet przy perfekcyjnym przygotowaniu, oceny nie można nawet oszacować. Wieczorem bolał mnie brzuch, ale wypiłem ziołową herbatę i stres ustąpił. Rano specjalnie wstałem wcześniej, aby móc jeszcze chwilę powtórzyć wiadomości. Zirytowałem się po uświadomieniu sobie, że nadal nie znam wszystkich terminów. 
      Na przerwie przed lekcją, która na długo zapadła mi w pamięci, wszyscy stali przygnębieni. Niektórzy tylko chodzili to w jedną to drugą stronę i rozpaczliwie próbowali się jeszcze czegokolwiek nauczyć. Na dźwięk dzwonka włosy stanęły mi dęba, a w uszach słyszałem tylko niemiły, pulsujący odgłos szybko bijącego serca. Pisząc test, byłem maksymalnie skupiony, nic nie było w stanie wytrącić mnie z równowagi. 
        Ku mojemu zdziwieniu sprawdzian okazał się nie być tak trudny, jak go sobie wyobrażałem. Teraz z perspektywy czasu wiem, że nie było warto się nim przejmować. 
Wiktor Kowal

środa, 24 lutego 2016

Konkurs limerykowy

KONKURS LIMERYKOWY 2016 


Stowarzyszenie COR AD CORWydział Anglistyki UAM oraz Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli w Poznaniu zapraszają uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych do udziału w III Wojewódzkim Konkursie Translatorskim.

Zadaniem uczniów jest przełożenie na język polski jednego z podanych limeryków:

There was an Old Person in Black,
A Grasshopper jumped on his back;
When it chirped in his ear,
He was smitten with fear,
That helpless Old Person in Black.
                                      Edward Lear

There’s a ponderous pundit MacHugh
Who wears goggles of ebony hue.
As he mostly sees double
To wear them why trouble?
I can’t see the Joe Miller. Can you?
                                        James Joyce

ORAZ samodzielne ułożenie jednego dowolnego limeryku w języku angielskim.

Prace należy nadesłać do 1.06.16r. na adres: limeryki@coradcor.pl
Na zwycięzców czekają atrakcyjne książki i gadżety Wydawnictwa OUP.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Nadzwyczajne spotkanie z autorem “Nic zwyczajnego” - Michałem Rusinkiem

Mówi, że powinien otrzymywać dodatek specjalny za trudne warunki pracy, kiedy pełnił rolę sekretarza Wisławy Szymborskiej. Nie miał na myśli ogromu obowiązków polegających na odbieraniu, selekcjonowaniu tysięcy listów i taktownym acz zdecydowanym odmawianiu na zawarte w nich propozycje zaraz po przyznaniu poetce literackiej Nagrody Nobla. Kiedy pochwalił się, że sporo napisał (tłumaczenia, podręcznik retoryki), powiedziała: “Do tej pory tak wiele publikowali tylko grafomani”. 

Michał Rusinek podpisuje swoje książki




Wisława Szymborska za ciętymi ripostami, anegdotkami ukrywała bowiem prawdziwe wzruszenie - oczywiście Rusinek miał tego pełną świadomość.  Po ukończeniu magisterskich studiów polonistycznych został poproszony o pomoc w porządkowaniu jej korespondencji (praca na 3 miesiące “przeciągnęła się” do 15 lat). Właśnie wtedy rozpoczęła się dla niego największa intelektualna przygoda życia, którą przerwała dopiero śmierć poetki.
5 lutego w Bibliotece Gminnej w Tarnowie Podgórnym odbył się wieczór autorski, podczas którego Rusinek opowiadał o powodach stworzenia subiektywnej opowieści o Pani Wisławie Szymborskiej. Książka “Nic zwyczajnego” została wydana w 20. rocznicę nagrody noblowskiej. Początkowo zapierał się przed spisaniem wspomnień, ale przyznał, że książka pozwoliła mu pożegnać się i przeżyć żałobę.
Spotkanie wypełnił anegdotami o swojej pracodawczyni; przykładowo podczas spotkań z czytelnikami wyjmowała program telewizyjny i informowała „No, to teraz państwo stracili…” i wymieniała nazwy seriali i filmów, które były emitowane w tym samym czasie co spotkanie. Kiedy dziennikarz zadawał niewygodne pytanie, na które nie miała ochoty odpowiadać (udzielała niewiele wywiadów polskim dziennikarzom), stosowała dwie strategie - mówiła “To trudne pytanie, muszę się zastanowić”, dziennikarz czekał, wtedy dodawała “proszę przyjść jesienią” lub “to dobry temat na wiersz”. Inteligentny dziennikarz powinien się cieszyć zwłaszcza z tej drugiej odpowiedzi, gdyż znaczyła, że dotknął czułej struny wrażliwości poetki.
Jeśli ludzi można klasyfikować, to dla Szymborskiej nie była innego “pudełka” niż jednoelementowy zbiór pt. … Wisława Szymborska. Była osobowością, choć wolałaby pozostać tylko “osobą”. Jeden z krakowskich taksówkarzy nazwał ją także “osobliwością”. Ten niezamierzony lapsus językowy oddaje jednak - jak podkreślał Rusinek - istotę Szymborskiej - z jednej strony osoby ekscentrycznej, z drugiej - normalnej i skromnej do przesady. Kolejna anegdota: scena na zakupach, Szymborska słyszy na targowisku rozmowę  dwóch kobiet: “Widziałam Szymborską”, “I co?”, “E… nic nadzwyczajnego”. W 1996 roku poetka stała się celebrytką (choć to słowo jeszcze wtedy w polszczyźnie nie funkcjonowało), ogrom zainteresowania jej życiem prywatnym, oczekiwań, życzeń sprawił, że przez cztery lata nic nie wydała. Na szczęście nie sprawdziła się zapowiedź Faulknera, że “Nobel dla pisarza to pocałunek śmierci”...
Jak wyglądał warsztat twórczy poetki? Pisała w łóżku lub w fotelu, zawsze długopisem (żółty Bic) z czarnym tuszem.  Zdarzało się, że kartkę, notatnik zastępowała kartonową wkładką z opakowania rajstop. Nie chciała, aby komentowano w jej obecności jej twórczości. Nie chciała także oceniać wierszy zwłaszcza początkujących poetów (nie pisała blubrów, nawet do książek zaprzyjaźnionych z nią twórców). Uważała, że wiersze powinny wybrzmieć, ale nie lubiła przesadnej, aktorskiej interpretacji. Lubiła czytać swoje dzieła - wg Rusinka - wyznaczając wzorzec ich nienachalnej publicznej prezentacji.
Spotkanie, w którym uczestniczyłyśmy, już za nami. Na zawsze zapamiętamy wzruszenie, z jakim Michał Rusinek opowiadał o odchodzeniu Wisławy Szymborskiej. Nie padła nazwa choroby i szczegółowe okoliczności jej śmierci. Zamiast tego pojawiła się kolejna piękna i mądra anegdota, którą odnaleźć można w najnowszej książce o Noblistce. Książka ze specjalną dedykacją dla gimnazjalistów naszej szkoły czeka w bibliotece, aby odkryć kolejne “prywatne” opowieści Rusinka o autorce wiersza “Nic dwa razy”. 





czwartek, 7 stycznia 2016

Prezentacje o średniowieczu

Poniżej zamieściłam przygotowane przez Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe prezentacje, które pomogą Wam uporządkować wiedzę o epoce średniowiecza.


poniedziałek, 4 stycznia 2016