niedziela, 12 czerwca 2016

Cechy miłości wg św. Pawła z Listu do Koryntian - praca twórcza

Cierpliwość


    Minęło dziesięć długich lat, od kiedy ostatni raz ją widział. Musiał wtedy wyjechać, w końcu odmówił królowej ,,przysługi”, a ona nie wybaczała niesubordynacji. Wielu przystałoby na to, o co prosiła, ale on miał kobietę, którą kochał. Wtedy został skazany na wygnanie za rzekomą kradzież królewskiego złota. Były to fałszywe oskarżenia, ale należał do niezbyt szanowanego rodu, toteż nikt nie walczył o jego honor. Niedawno rodzina królewska została obalona i nowy monarcha zarządził ułaskawienie dla wszystkich wygnanych, dzięki czemu Otto mógł powrócić do swej rodziny.
    Ciekawe, co o mnie myślą, ciekawe, czy znalazła sobie kogoś innego, dumał. Gdy ją opuścił, miała 22 lata, była więc jeszcze całkiem młodą kobietą, biletem, którym jej rodzina mogła zaskarbić sobie pozycję wśród możnowładców.
    Krok za krokiem przybliżał się do małej kamiennej twierdzy. Tam go urodzono, wychowano i tam przypieczętował swój ożenek, by potem otrzymać syna. Pewnie jest teraz rosłym, dzielnym i prawym mężczyzną, pomyślał. Żałuję, że nie byłem przy nim, gdy dorastał.  
    - Stać! – krzyknął strażnik stojący nad bramą.
     Otto nawet nie zdał sobie sprawy, gdy dotarł do murów zamku.
     - Ja… Jam… - dukał – Zwę się… Otto Goden… i chciałbym spotkać się… z… moją… rodziną.
Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco i na pewno nie pomagał w tej sytuacji fakt, że nosił na sobie zapocone łachmany. Mimo to strażnik, po dłuższej chwili, odezwał się:
      - Jest to… nieprawdopodobne, by człek, który najpewniej leży gdzieś martwy, powrócił po tak długim czasie i chciał spotkać się z rodziną.
     Otto chciał już odejść. Czuł spływające po policzkach słone łzy, lecz strażnik znów zaczął mówić:
    - Na twoje szczęście rzadko mamy tu gości, dlatego mogę poprosić sir Mikkena o audiencję. – Otto zdziwił się, gdy usłyszał imię swego syna.
     - Dziękuję miłościwy człeku! Lecz… miałbym jeszcze jedną prośbę.
     - Mówże! Ja słucham – strażnik odparł.
     - Czy mógłbyś poprosić lady Anaryę o to, by również się zjawiła?
    - Tak też zrobię. Wiedz jednak, że jeśli podajesz się za kogoś, kim nie jesteś, to zostaniesz stracony.
     Poranek zmienił się w południe, a potem wieczór. Gdy księżyc pojawił się na niebie, wrota bramy otworzyły się, a z nich wyłonili się dwaj strażnicy. Prowadzili go przez labirynt korytarzy, który niegdyś zwał domem. Po jakimś czasie trafił do znajomego pomieszczenia. Ujrzał tam syna siedzącego na drewnianym tronie, a obok niego swą żonę i kilku strażników. Na licach członków swej rodziny ujrzał łzy, zresztą on sam też płakał. Nawet nie zauważył, gdy wpadli sobie w ramiona. Długo trwali w ściskającym chwycie, ale było im dobrze. W końcu jego żona odezwała się:
     - Wiedziałam, że wrócisz – łkała. – Nigdy w to nie wątpiłam. Ludzie mówili, że jesteś złym człowiekiem, że dobrze ci się stało. Na Bogów! Moi rodzice próbowali zmusić mnie do ślubu, lecz nie mogłam pokochać innego, wiedząc, iż jesteś niewinny, iż jesteś jedynym, którego miłuję.
       - Wybacz, że skazałem cię na to cierpienie, lecz nie miałem wyboru… królowa… ona…
      - Nicnie mów, po prostu mnie przytul – przerwała mu.
     Miłość Anary była cierpliwa. Każdego ranka wstawała i modliła się o zdrowie swego męża, każdego dnia rozmyślała o nim i oczekiwała jego powrotu. Wiele postąpiłoby inaczej, ale nie ona. Miłość Anary była naprawdę cierpliwa.
Witold von Pyrij

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz