niedziela, 12 czerwca 2016
Szczęście... jak je osiągnąć
Wiele odcieni szczęścia
Od niepamiętnych czasów ludzie na wiele różnych sposobów próbowali wytłumaczyć, czym jest szczęście. Epikurejczycy uważali, że człowiek szczęśliwy dąży do przyjemności,
z kolei stoicy głosili, iż do wewnętrznego spokoju niezbędne jest stosowanie zasady złotego środka, która jest jedyną drogą do poczucia harmonii. Jak wiele różnych nurtów w filozofii, tak niezliczone są pomysły na dążenie do szczęścia...
Zarówno filozofowie, jak i każdy z nas z osobna, zadaje sobie pytanie, od którego nie można uciec - czym jest szczęście? Nasze odpowiedzi są bardzo różne. Jak zatem mogą brzmieć odpowiedzi...
P. Szymon Ryster: Szczęście to osiągnięcie takiego stanu, w którym to, co robimy, myślimy i mówimy, daje nam radość. Jednak nie jako każdy element z osobna, lecz jako całość.
P. Iwona Dobrzyńska: Szczęście to bardzo ciekawe zagadnienie, bliskie każdemu z nas, bo przecież każdy chyba może powiedzieć, że jest, był lub chce czuć się szczęśliwym. Przedstawiciele jednej z dziedzin psychologii - psychologii pozytywnej wciąż podejmują próby odpowiedzenia na pytanie, czym jest szczęście. Najogólniej można powiedzieć, że jest to pewien stan, subiektywnie odczuwany, emocjonalnie lub poznawczo. Powstało kilka teorii i wiele badań na ten temat. Trudno je wszystkie przedstawić, więc odwołam się do dwóch.
Profesor Czapiński w swojej “cebulowej” teorii szczęścia podaje, że nasz dobrostan składa się z trzech warstw. Najgłębiej jest położona, nie do końca uświadomiona i zdeterminowana genetycznie, wola życia. Środek zajmuje ogólny dobrostan, który jest przez nas odczuwany subiektywnie. Zewnętrzną część określają nasze aktualne doświadczenia na różnych, cenionych przez nas płaszczyznach (np. relacje w rodzinie, z rówieśnikami). Polski psycholog w odniesieniu do swoich założeń badał jakość życia rodaków. Przedstawione wyniki brzmiały optymistycznie. ¾ Polaków określa siebie jako osoby szczęśliwe! Wnioski z tych badań potwierdziły doniesienia Martina E. P. Selligmana. A mianowicie osoby, które optymistycznie wyjaśniają sobie wszystkie wydarzenia, jakie ich w życiu spotykają, są zdrowsze, lepiej funkcjonują w społeczeństwie, lepiej realizują się na rynku pracy, lepiej zarabiają, dłużej żyją.
Najbardziej spektakularnymi badaniami w mojej opinii na temat dobrostanu psychicznego są najdłuższe (trwały aż 75 lat!) badania przekrojowe nad rozwojem człowieka. Wyniki opublikowano całkiem niedawno, a rezultaty nie powinny chyba nikogo zaskoczyć. Amerykański psychiatra (G. Vaillant) naukowo potwierdził, że najważniejszym “składnikiem” zapewniającym długotrwałe szczęście i sukces, zadowolenie z życia jest po prostu ... miłość. Jako ciekawostkę dodam, że udział w tych badaniach brał były prezydent USA J. Kennedy.
Czym różni się szczęście od radości?
Sz.R.: Radość odczuwamy tylko przez chwilę, z kolei szczęście może trwać i dotyczy wielu aspektów, nie tylko jednego.
I.D: Szczęście i radość są emocjami, które są wywoływane przez doświadczenia ważne dla naszego funkcjonowania. Radość jest emocją podstawową zwykle o dużym natężeniu i trwa dość krótko. Z kolei szczęście jest to stan dłużej odczuwany i mniej intensywnie. Obie emocje naznaczają nasze doświadczenia jako ważne i pozytywne dla nas, pomagają nam je zapisać w pamięci, wpływają na nasze samopoczucie. Odczuwanie szczęścia wzmacnia w nas poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji, spełnienia.
Diogenes z Synopy, będący przedstawicielem cyników, uważał, że sposób na szczęście tkwił w ograniczeniu potrzeb do minimum. Według legendy, sam cenił tę zasadę do tego stopnia, że mieszkał w beczce. Czy zgadza się Pani z takimi poglądami? Jeżeli nie, co my powinniśmy robić, aby osiągnąć szczęście? Czy w ogóle istnieją jakieś konkretne sposoby?
Sz.R.: Dla każdego to będzie coś innego, nie można nikogo ograniczać.Tak samo jak nie mogę tego robić w stosunku do innej osoby, tak samo nie mogę wobec siebie. Każdy znajdzie inny sposób na szczęście. Jednak, cokolwiek je daje, nie może krzywdzić drugiej osoby.
I.D.: Myślę, że każdy ma swoją receptę na szczęście, różnimy się poglądami, priorytetami, rolami społecznymi, a co za tym idzie - wraz z wiekiem różnimy się doświadczeniem życiowym. Być może Diogenesowi do szczęścia wystarczyło mieszkanie w beczce, mi jest trudno sobie to wyobrazić :) Amerykański psycholog żyjący w ubiegłym stuleciu Abraham Maslow uważał, że człowiek szczęśliwy to ten, który ma zaspokojone wszystkie swoje potrzeby, a mówił o pięciu rodzajach potrzeb, które ułożone są hierarchicznie, tzn. że dopiero, gdy zostaną zaspokojone potrzeby niższego rzędu, mogą być realizowane kolejne. Od potrzeb fizjologicznych (czyli jedzenie, odpoczynek, różne doznania zmysłowe), bezpieczeństwa (opieka, wsparcie, wolność od strachu np.o zabezpieczenie bytu), miłości i przynależności (tzw. potrzeby afiliacji, akceptacji), szacunku/uznania (dobry status społeczny, władza), aż do potrzeby samorealizacji (dążenie do samospełnienia, rozwoju).
Czy szczęście jest jedyną wartością, którą powinniśmy kierować się w życiu?
Sz.R.: Moim zdaniem nie. Ale może być dla nas swoistym kompasem wyznaczającym kierunek. Szczęście może nadawać sens temu, co robimy, motywować nas do kolejnych wysiłków w dążeniu do celu, dodawać codziennej energii do realizacji swoich zadań.
I.D.: To chyba najtrudniejsze z dotychczasowych pytań. Trudno jest na nie odpowiedzieć, ponieważ nie dla każdego osiągnięcie szczęścia jest celem jedynym i najważniejszym w życiu. Z drugiej strony szczęście ma wiele twarzy. Dla jednej osoby szczęście oznacza dobrą rodzinę, dla kogoś innego - świetną pracę, dla jeszcze innych - zdrowie lub życie w zgodzie z wyznawanymi przez siebie wartościami, dla uczniów mogą to być np. świetne wyniki w nauce. Choć rożnie nazywamy to wszyscy dążymy w pewien sposób do tego by czuć się spełnionym, zadowolonym, po prostu szczęśliwym. Więc wydaje się, że szczęście jest ważną wartością w życiu.
O czyje szczęście powinnyśmy najpierw walczyć, swoje czy innych? Czy można odpowiedzieć na takie pytanie?
Sz.R.: Powinniśmy walczyć o swoje szczęście pod warunkiem, że nie zabieramy go komuś innemu.
I.D.: Naukowcy twierdzą, że odczuwanie szczęścia ma ogromny wpływ na funkcjonowanie człowieka. Prawdopodobnie niektórzy z nas rodzą się z umiejętnością pozytywnego spostrzegania świata bez względu na okoliczności, inni nabywają tę umiejętność w ciągu swojego życia poprzez naśladowanie innych osób, pracę nad sobą, swoim rozwojem. Jeszcze inni pozostają z negatywnym obrazem otaczającego ich świata po kres ich dni. Łatwiej “zarazić” kogoś radością, utrzymującą się dość krótko niż sprawić, by ktoś długo odczuwał stan szczęścia.
Można powiedzieć, że osoby, od których emanuje ciepło, dobro, radość, wewnętrzny spokój, “zarażają” innych swoim nastrojem, optymistycznym podejściem do życia. Powiedziałabym, że to działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego i nie ma większego znaczenia, kto rozpocznie ten proces. Ważne jest, aby nasze szczęście było autentycznym stanem odczuwanym, a nie tylko deklaracją na zasadzie zaprzeczenia typu “jestem szczęśliwy, nie mam na co narzekać, zawsze może być gorzej”. Nie chcę powiedzieć, że osoby szczęśliwe widzą świat przez różowe okulary, ale szczerze doceniają to, co mają.
Czy człowiek, który dobrowolnie poświęcił własne dobro dla innych zawsze będzie z tego tytułu szczęśliwy?
Sz.R.: Chyba nie, bo przez to tracimy część siebie, próbując oddać coś komuś, próbując komuś zagwarantować szczęście kosztem swojego. To na pewno zostawi ślad na naszej psychice, moralności, nie kończy się dobrze.
I.D.: Człowiek, który poświęcił własne dobro dla innych z własnego wyboru, moim zdaniem, będzie szczęśliwy. Gdyby tak nie było stałby w sprzeczności z samym sobą. Podejmując decyzję o takim czy innym działaniu kierujemy się pewnymi motywami, czasami robiąc coś dla innych sami zaspakajamy swoje potrzeby np. afiliacji (czyli nawiązania i podtrzymania kontaktów z jakąś osobą czy grupą społeczną), przynależności. Dążymy do zachowania pewnej równowagi, więc nie możemy stać w sprzeczności w tym co robimy z własnej woli. Chrześcijanie mówią “więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu” /Dz 20, 35b/ i coś w tym jest.
Każdy z nas ma czasem gorszy dzień, czy moglibyśmy poprosić Państwa radę, co zrobić, aby w tej sytuacji poprawić humor sobie i innym?
Sz.R.: Jest to całkowicie zależne od osoby. Są ludzie, którzy nie potrzebują niczyjego wsparcia, aby wrócić do normalnego stanu, ale są tacy, którzy muszą się zamknąć w sobie na dłuższą chwilę i przeżyć to samotnie. To też zależy od tego, co przeżywamy i co spowodowało nasze grosze samopoczucie. Czy to jest dzień „wstałem lewą nogą”, czy depresja? To wszystko ma znaczenie. Konkludując: to, czy możemy „wyrwać się” z „dołka”, zależy od tego, jakimi jesteśmy ludźmi i co przeżywamy.
I.D.: Myślę, że wiele osób ma swój sposób na poprawę humoru. To jest coś co wzbudza w nas pozytywne emocje, może to być przywołanie miłych lub zabawnych wspomnień, lub zjedzenie ulubionej potrawy, posłuchanie muzyki, która dobrze na nas wpływa, albo spędzenie czasu na łonie natury lub z bliskimi osobami, na które zawsze możemy liczyć. Świetnie w takich sytuacjach sprawdza się aktywność fizyczna.
Czy mają Państwo jeszcze jakąś wiedzę zarówno życiową jak i naukową, którą chciałaby Pani się z nami podzielić?
Sz.R.: I Bardzo trudno jest osiągnąć szczęście, jednak uważam, że każdy powinien do niego dążyć swoimi drogami. Nie patrzeć na to, że np. mojemu sąsiadowi szczęście dało to i to, dlatego jeżeli ja to sobie sprawię, to też będę szczęśliwy. To jest coś bardzo indywidualnego i nie da się stwierdzić, że jeżeli coś komuś przyniosło szczęście, to mi też przyniesie.
I.D.: Tak. Z tego miejsca chciałabym zaprosić wszystkich do zapoznania się z książką “Optymizmu można się nauczyć” wspomnianego już wcześniej M. Selligmana. Można znaleźć tam praktyczne wskazówki. Wystarczy zastosować! Życzę powodzenia.
Wywiad przygotowała i przeprowadziła Urszula Cichańska
Wywiad stanowi jedno z działań w ramach projektu edukacyjnego “Jak sprawić, aby świat obok Ciebie był piękniejszy?”.
Cechy miłości wg św. Pawła z Listu do Koryntian - praca twórcza
Cierpliwość
Minęło
dziesięć długich lat, od kiedy ostatni raz ją widział. Musiał wtedy wyjechać, w końcu odmówił królowej ,,przysługi”, a ona nie wybaczała niesubordynacji. Wielu
przystałoby na to, o co prosiła, ale on miał kobietę, którą kochał. Wtedy
został skazany na wygnanie za rzekomą kradzież królewskiego złota. Były to
fałszywe oskarżenia, ale należał do niezbyt szanowanego rodu, toteż nikt nie
walczył o jego honor. Niedawno rodzina królewska została obalona i nowy monarcha
zarządził ułaskawienie dla wszystkich wygnanych, dzięki czemu Otto mógł
powrócić do swej rodziny.
Ciekawe,
co o mnie myślą, ciekawe, czy znalazła sobie kogoś innego, dumał. Gdy ją
opuścił, miała 22 lata, była więc jeszcze całkiem młodą kobietą, biletem,
którym jej rodzina mogła zaskarbić sobie pozycję wśród możnowładców.
Krok
za krokiem przybliżał się do małej kamiennej twierdzy. Tam go urodzono,
wychowano i tam przypieczętował swój ożenek, by potem otrzymać syna.
Pewnie jest teraz rosłym, dzielnym i prawym mężczyzną, pomyślał. Żałuję,
że nie byłem przy nim, gdy dorastał.
-
Stać! – krzyknął strażnik stojący nad bramą.
Otto
nawet nie zdał sobie sprawy, gdy dotarł do murów zamku.
-
Ja… Jam… - dukał – Zwę się… Otto Goden… i chciałbym spotkać się… z… moją…
rodziną.
Nie
zabrzmiało to zbyt przekonująco i na pewno nie pomagał w tej sytuacji fakt, że
nosił na sobie zapocone łachmany. Mimo to strażnik, po dłuższej chwili,
odezwał się:
-
Jest to… nieprawdopodobne, by człek, który najpewniej leży gdzieś martwy,
powrócił po tak długim czasie i chciał spotkać się z rodziną.
Otto
chciał już odejść. Czuł spływające po policzkach słone łzy, lecz strażnik znów
zaczął mówić:
-
Na twoje szczęście rzadko mamy tu gości, dlatego mogę poprosić sir Mikkena o
audiencję. – Otto zdziwił się, gdy usłyszał imię swego syna.
-
Dziękuję miłościwy człeku! Lecz… miałbym jeszcze jedną prośbę.
-
Mówże! Ja słucham – strażnik odparł.
-
Czy mógłbyś poprosić lady Anaryę o to, by również się zjawiła?
-
Tak też zrobię. Wiedz jednak, że jeśli podajesz się za kogoś, kim nie jesteś,
to zostaniesz stracony.
Poranek
zmienił się w południe, a potem wieczór. Gdy księżyc pojawił się na niebie,
wrota bramy otworzyły się, a z nich wyłonili się dwaj strażnicy. Prowadzili go
przez labirynt korytarzy, który niegdyś zwał domem. Po jakimś czasie
trafił do znajomego pomieszczenia. Ujrzał tam syna siedzącego na drewnianym
tronie, a obok niego swą żonę i kilku strażników. Na licach członków swej
rodziny ujrzał łzy, zresztą on sam też płakał. Nawet nie zauważył, gdy wpadli
sobie w ramiona. Długo trwali w ściskającym chwycie, ale było im dobrze. W
końcu jego żona odezwała się:
-
Wiedziałam, że wrócisz – łkała. – Nigdy w to nie wątpiłam. Ludzie mówili, że
jesteś złym człowiekiem, że dobrze ci się stało. Na Bogów! Moi rodzice
próbowali zmusić mnie do ślubu, lecz nie mogłam pokochać innego, wiedząc, iż
jesteś niewinny, iż jesteś jedynym, którego miłuję.
-
Wybacz, że skazałem cię na to cierpienie, lecz nie miałem wyboru… królowa… ona…
-
Nicnie mów, po prostu mnie przytul – przerwała mu.
Miłość
Anary była cierpliwa. Każdego ranka wstawała i modliła się o zdrowie swego
męża, każdego dnia rozmyślała o nim i oczekiwała jego powrotu. Wiele
postąpiłoby inaczej, ale nie ona. Miłość Anary była naprawdę cierpliwa.
Witold von Pyrij
Dlaczego to niesprawiedliwe, że Ikar jest celebrytą ... Praca twórcza
Wywiad z Ikarem
Ikar był niezwykle charyzmatyczną postacią, której losy zaciekawiły tysiące artystów. Nie chciał słuchać własnego ojca, co spowodowało- katastrofalny w skutkach wypadek. Dzisiaj mamy zaszczyt podyskutować z IKAREM.
Dzień dobry! Dziękujemy za przybycie i za zgodę na przeprowadzenie z Panem wywiadu.
Dzień dobry! Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie.
Może zaczniemy od początku.Gdzie się wychowywałeś? Wiem, że z Twoim ojcem nie miałeś łatwego życia.
Niestety, wychowywałem się bez matki. Nie jest to mój ulubiony temat do rozmów, więc nie chcę odpowiadać na to pytanie, ale masz rację, nie było mi łatwo.
Twój ojciec pochodził z Aten i był mistrzem we wszystkich dziedzinach. Był przecież inżynierem, wynalazcą, rzeźbiarzem i długo by tak wymieniać. Nie chciałeś iść w jego ślady?
Nigdy nie chciałem być taki jak on, bałem się, że mu nie dorównam, że będę gorszy. Wiedziałem, że gdybym był taki jak on- wybitnym mistrzem- wywierałby na mnie dużą presję, abym był jeszcze lepszy, chciałem tego uniknąć, więc poszedłem swoją drogą.
A co myślisz o panującym na Krecie królu Minosie? Nienawidzisz go, czy nie czujesz do niego odrazy za to, że uwięził cię i Twego ojca?
Z jednej strony nienawidzę go, bo nie pozwolił nam mieszkać w naszym kraju, który bardzo chciałbym odwiedzić. Z drugiej strony jest to wina także mojego ojca, który na to pozwolił.
O czym pomyślałeś, gdy Twój ojciec wymyślił sposób na wydostanie się z niewoli? Byłeś raczej w szoku, czy bardzo szczęśliwy, a może zdenerwowany?
W szoku? Nie, skądże? Od pewnego czasu wiedziałem, że tata coś wymyślił, ale nie wiedziałem, co dokładnie. Byłem strasznie dumny z ojca, że jest taki pomysłowy. Niestety, skończyło się to dla mnie tragicznie, ale najważniejsze, że tacie się nic nie stało. W końcu chciał dla mnie jak najlepiej, to nie jego wina.
Dlaczego nie posłuchałeś przestróg swojego ojca? Wiedziałeś, jakie może to nieść za sobą konsekwencje, jednak postanowiłeś się sprzeciwić.
Myślę, że uległem emocjom, które mi towarzyszyły podczas lotu. Nie można opisać tego, co się czuje, gdy wzbija się w powietrze i po prostu leci. Zawsze chciałem doświadczyć takiego uczucia, a przy okazji zaznać wolności.
Co czułeś w momencie, gdy spadałeś?
Hmm… Myślę, że trudno jest mi to opisać. Na pewno byłem przestraszony i spanikowany, jednak nie chcę o tym mówić. Nie jest to łatwe. To, do czego doszło, jest wyłącznie moją winą i głupotą.
Czy dzięki temu “doświadczeniu”, gdybyś mógł cofnąć czas i nie zginąłbyś, to słuchałbyś przestróg ojca?
Nie jestem do końca pewien. Jeśli chcemy czegoś doświadczyć i mamy niepowtarzalną okazję, to chcemy ją wykorzystać i tak było właśnie w moim przypadku. Zawsze marzyłem o tym, żeby wzbić się w przestworza i lecieć niczym ptak. To niesamowite uczucie.
Całkowicie się z Tobą zgadzam, ludzie potrafią zrobić wszystko, by osiągnąć własny cel, dlatego korzystają z takich okazji. A co myślisz o nazwaniu tej wyspy Ikarią, a morza Ikaryjskim? Uważasz, że to dobrze, aby ludzie w ten sposób ciebie upamiętniali?
Jestem głęboko poruszony, że ludzie nadali wyspie i morzu moje imię, ale nie jestem w 100% pewien, czy tak powinno być, ponieważ mojemu ojcu będzie się przypominać mój wypadek, który on bardzo przeżył i niestety doprowadziło go to do bardzo ciężkiej choroby. Nie chcę mówić jakiej, ale myślę, że powinniście wiedzieć, że on nie jest w pełni zdrowy. Nigdy sobie tego nie wybaczę...
W takim razie dziękuję Ci za twoje bardzo szczere odpowiedzi. Na koniec jedno pytanie: czy czujesz się celebrytą? Wiem, wiem…. Nie jest to pytanie związane z twoim wypadkiem, ale jest to dla mnie ważne. Bardzo chciałabym poznać twoje zdanie na ten temat.
Dobrze, jak tak bardzo chcesz, to odpowiem. Nie, nie czuję się celebrytą. Wiem, że jestem znany, ale zupełnie sobie na to nie zasłużyłem. W ogóle co znaczy słowo celebryta?
Jest to osoba, która jest znana z tego, że jest znana. Ja jestem, znany z tego, że jestem dziennikarzem, który podróżuje po świecie i przeprowadza wywiady z bardzo różnymi ludźmi.
Po twoim wyjaśnieniu nadal uważam, że nie jestem celebrytą. Taka sytuacja przytrafiła się mi, ale mogła się także przytrafić wielu innym osobom i nie uważam tego za coś nadzwyczajnego. Dla mnie była to po prostu tragedia.
Dziękuję jeszcze raz za wywiad.
Cała przyjemność po mojej stronie.
Rozmawiała
Agnieszka Hirsch
Subskrybuj:
Posty (Atom)